Wyczuwało się to od dawna, ale teraz mamy dowody naukowe: millenialsi są pokoleniem, które najbardziej lubi miasto. Przynajmniej w Ameryce. Takie badania w swoim tekście przytoczył kanadyjski socjolog Richard Florida. Na drugim końcu skali znalazło się kierujące się ku emeryturze pokolenie baby boomers, które upodobało sobie mniej zurbanizowane miejsca.
Florida sięgnął po publikację dwójki innych naukowców – Adama Okulicz-Kozaryna z Rutgers University oraz Rubii Valente z Baruch College – którzy podjęli się przeanalizowania wyników General Social Survey, które przez całe niemal stulecie gromadziło m.in. dane na temat poczucia szczęścia w amerykańskim społeczeństwie. Dane pogrupowali wiekowo na pięć kolejnych generacji: straconego pokolenia (urodzeni między 1883 a 1924), cichego pokolenia (1925–1942), do którego należeli beatnicy, baby boomers – powojennego wyżu demograficznego (1943–1960), pokolenia X (1961–1981) oraz millenialsów (1992–2004).
Rozdzielili je na dwie grupy – tych, którzy mieszkali w miastach powyżej 250 tys. mieszkańców i tych z mniejszych ośrodków. W wynikach wyizolowali przy tym inne czynniki, takie jak dochody, poziom wykształcenia czy rasa. Wszystko zostało umieszczone na trzypunktowej skali: od „niezbyt szczęśliwy”, aż po „bardzo szczęśliwy”.
No i okazało się, że millenialsi to jedyne pokolenie, które woli żyć w dużym, niż mniejszym mieście. Z drugiej strony nikt tak dobrze, jak tzw. boomersi nie czuł się w mniejszych ośrodkach. To od czasu ich pokolenia nastąpił wzrost sympatii wobec metropolii. Jednocześnie, co ciekawe, można zauważyć stałą tendencję do spadku szczęścia w małych miastach. Wygląda na to, że ich dawny urok powoli mija.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!