Przeciwnicy samochodów elektrycznych lubią je atakować, poddając w ich wątpliwość ich ekologiczność. Większość ich argumentów jest fałszywa i nie ma większego związku z rzeczywistością, na czele z często podnoszonym hasłem (ale nieprawdziwym), że środowiskowe koszty ich produkcji są tak wysokie, iż niwelują ekologiczne efekty wynikające z ograniczenia zużycia ropy.
To nie znaczy, że nia mają wad. Natomiast faktem jest, że elektryki są cięższe i mają większy moment obrotowy, przez co opony w które są wyposażone, zużywają się szybciej. To oznacza wyższe zanieczyszczenie środowiska “mikroplastikiem” (auta spalinowe też nim go generują tylko trochę mniej). Producenci opon do tej pory zbywali ten problem, uznając, że taka jest ich natura i musimy z tym żyć. Założyciele oponiarskiego start-upu ENSO postanowił ten problem rozwiązać. Wyszli z założenia, że żadna opona nie będzie działała wiecznie, ale możemy sprawić, że będą znacznie lepsze, niż te produkowane dzisiaj. Problem polega na tym, że producenci opon nie byli dotąd wystarczająco zainteresowani, by one się mniej ścierały, bo żyją z ich wymiany.
ENSO stworzyło pierwszą na świecie oponę, która uzyskała ocenę efektywności na poziomie „A”. Ich produkt zdobył certyfikat środowiskowy podobny do tego, jakimi w swoich sektorach dysponują takie marki jak Patagonia i Body Shop. Niedawne badanie przeprowadzone przez Transport for London wykazało, że przewyższa one najbardziej popularne produkty głównych producentów „o 10 proc., jeśli chodzi o poprawę ogólnej efektywności energetycznej (auto ma o tyle większy zasięg na jednym ładowaniu) i 35 proc. w przypadku redukcji emisji cząstek stałych.”
„Kiedy opona styka się z drogą, wytwarza tarcie, w wyniku czego cząsteczki pyłu oponowego są uwalniane w powietrze. My rozwiązujemy ten problem, podnosząc świadomość podstawowego problemu i dostarczając przystępną cenowo, trwalszą i mniej zanieczyszczającą środowisko oponę. Umożliwienie kierowcom dokonywania bardziej świadomych wyborów i wykazanie opłacalności ekonomicznej jest obecnie najskuteczniejszym sposobem inicjowania zmian mających wpływ na ochronę naszaj planetę – tłumaczył Forbesowi założyciel i dyrektor generalny ENSO Gunnlaugur Erlendsson.
Dla spółki największym wzywaniem na razie jest przebicie się ze swoim produktem do odbiorcy końcowego. Bo nie dość, że musi konkurować z bardzo silnymi brandami, takim jak Goodyear czy Michelin, to jeszcze rynek kontrolują dystrybutorzy. A ci najchętniej sprzedających opony, na których robią największe marże, a nie najbardziej efektywne kosztowo dla klientów. Dlatego Enso stawia na własną dystrybucję i na razie dociera do klientów instytucjonalnych posiadających duże floty samochodów. Na oponach brytyjskiego start-upu jeżdżą już taksówkarze oraz kurierzy. A kolejną grupą, o którą zawalczyć chce Enso będą “flotowi” kierowcy z Kalifornii.
Przebicie się z nową marką do klienta końcowego będzie dużo dłuższym i droższe procesem. Ale spółka liczy na podobny efekt co Tesla, która też ze swoją innowacją przebiła się dopiero po jakimś czasie, omijając klasyczne sieci dealerskie. Tym bardziej, że o 10 proc. większy zasięg jazdy samochodem na jednym ładowaniu oferowany przez nowe opony, jest rzeczą za którą klienci elektryków szybko je docenia, bo często na niego właśnie narzekają
Jeszcze nie dodano komentarza!