Najpierw był Sopot, później Wrocław i Szczecin, a w końcu Kraków i Warszawa. W kolejnych miastach mieszkańcy na dachach swoich bloków instalują panele fotowoltaiczne. To nie kwestia mody, ale dobrze policzona inwestycja, która przynosi ulgę środowisku i rachunkom za prąd.
Trend jest bardzo młody, ale już wyraźny. Zaczęło się cztery lata temu na sopockim osiedlu Przylesie, ale pełną parą tego typu projekty wystartowały dopiero w zeszłym roku. W Sopocie na 10-piętrowych punktowcach pojawiło się 542 solarów, które rocznie wytwarzają ponad 130 MWh. Mieszkańcy byli na tyle zadowoleni z nowego źródła prądu, że poszli nawet dalej i w zeszłym roku spółdzielnia w ramach projektu głębokiej termomodernizacji nie tylko ociepliła ściany, dachy i piwnice, ale także 4,5-krotnie powiększyła balkony swoich mieszkańców. Komfort, komfortem, ale chodziło przede wszystkim o możliwość zainstalowania na nich kolejnych paneli słonecznych. Będą dawać nawet więcej mocy niż te dachowe, bo aż 180 MWh.
Pod tym względem znacznie większy był zorganizowany w zeszłym roku projekt, gdzie na dachach 35 wieżowców Spółdzielni Mieszkaniowej Wrocław-Południe zainstalowano 2771 paneli. Zakładana moc tej miejskiej elektrowni sięgała 700 MWh, ale rzeczywiste wyniki przerosły oczekiwania i w ciągu pierwszego roku funckjonowania do mieszkańców popłynęło nawet 760 MWh. W tym samym czasie zaczęły się też pojawiać znacznie skromniejsze inicjatywy, takie jak w Szczecinie, gdzie Wspólnota Mieszkaniowa Pszczelna na dachu bloku zamontowano w sumie 96 paneli.
I dziś mamy właśnie coraz więcej takich pojedyńczych projektów. Często są to pilotaże, tak jak w przypadku krakowskiej Spółdzielnia Mieszkaniowa „Czyżyny”, która na jednym z bloków osiedla 2. Pułku Lotniczego wybudowała farmę z 54 panelami fotowoltaicznymi. Podobnie jak w Szczecinie, na własne solarne elektrownie decydują się jednak także pojedyńcze wspólnoty mieszkaniowe. W Warszawie działają już w niskim 4-piętrowym bloku przy ulicy Dickensa, a w Krakowie do podobnej operacji szykuje się już wspólnota Sołtysowska na Czyżynie, która już podjęła odpowiednią uchwałę i szuka wykonawcy instalacji.
Tego typu inicjatywy wspierają same miasta i to nie tylko oferując dofinansowanie, ale także uświadamiając mieszkańcom jaki potencjał energetyczny tkwi w ich domach. Tak jest m.in. we Wrocławiu, gdzie ratusz przygotował swego rodzaju solarnej mapy miasta. Dzięki nim mieszkańcy mogą przynajmniej orietnacyjne sprawdzić jaką moc da im fotowoltaika lub instalacja solarnych podgrzewaczy wody. „Często osoby zainteresowane inwestycją w fotowoltaikę zastanawiają się czy tam, gdzie mieszkają warunki pogodowe umożliwiają efektywne wykorzystanie energii słonecznej. Chcąc zachęcić mieszkańców do instalacji kolektorów słonecznych i paneli fotowoltaicznych, a także, aby ułatwić im podjęcie decyzji odnośnie zasadności takich działań, stworzyliśmy we Wrocławiu mapę potencjału solarnego” – powiedział w środę Grzegorz Rajter z biura prasowego wrocławskiego magistratu.
Mapa prezentuje ilość energii słonecznej padającej na powierzchnię budynków w ciągu roku. Dane są prezentowane w ujęciu miesięcznym i rocznym, w rozbiciu na składowe promieniowania słonecznego: promieniowanie rozproszone (ISH), promieniowanie bezpośrednie (IDH) oraz promieniowanie całkowite, czyli sumę powyższych (ITH). „Warstwy rastrowe widoczne na mapie prezentują ilość energii słonecznej w watogodzinach w ramach komórki o wielkości 1 metra na 1 metr. Wartości te uwzględniają nachylenie powierzchni i rosnącą wraz z nachyleniem rzeczywistą powierzchnią zdolną do odbierania energii słonecznej” – wyjaśnił Rajter.
A że inwestycje tego typu sprawdzają się i opłacają najlepiej pokazał właśnie przykład wrocławski. Na swoją pokaźną farmę Spółdzielnia Mieszkaniowa Wrocław-Południe wydała 4,2 mln zł, ale instalacja z założenia była projektem opłacalnym zarówno dla środowiska, jak i mieszkańców. Dzięki niej roczne oszczędności w zakupach prądu z sieci miały sięgnąć 337 tys. zł. Stopa zwrotu wyliczona została na 8 proc. Ale biorąc pod uwagę, że 1,7 mln zł pochodziło z bezzwrotnej dotacji, z punktu widzenia spółdzielni rentowność wzrosła nawet do 13,5 proc. Ostatecznie panele wytworzyły niemal 10 proc. więcej prądu, więc już w pierwszym roku zwróciło się prawie 15 proc. kosztów instalacji (wartość tę trzeba by jeszcze pomniejszyć o koszty odsetek preferencyjnego kredytu, które nie zostały ujawnione). Oznaczałoby to 6 do 7 lat na zwrot wszystkich wydatków poniesionych przez spółdzielnie, podczas gdy żywotność farm jest parokrotnie dłuższa. Efekt finansowany działania instalacji odczuwają także mieszkańcy, którzy w znaczącym stopniu uodpornili się na podwyżki cen prądu – nie odczują ich, dopóki taryfa nie wzrośnie więcej niż 30 proc.
/Fot: Spółdzielnia Mieszkaniowa Wrocław-Południe, Spółdzielnia Mieszkaniowa Przylesie//
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!