W słoneczny sobotni poranek dziedziniec otaczający szkołę podstawową Alvarado w San Francisco tętni życiem. Część osób uprawia na bieżni codzienny jogging, kilkoro dzieciaków skacze na hulajnogach z rampy. Zajęte jest też boisko do koszyków oraz huśtawki. Jeszcze dziesięć lat temu panowałby tu niczym nie zmącony, bo prowadząca na szkolne boisko bramka byłaby zamknięta przed „intruzami” z zewnątrz. Ale dzięki programowi „wspólnego użytkowania”, od siedmiu lat coraz więcej szkolnych placów w San Francisco oraz Nowym Jorku udostępniana jest lokalnej społeczności, tka by mogli z nich korzystać wszyscy chętni.
Wszytko zaczęło się dziesięć lat temu, od raportu organizacji non-profit NYC Global Partners, z którego wynikało, że aż 2,5 miliona nowojorczyków mieszka w odległości nie większej niż 10 minut spacerem od parku, placu zabaw albo kompleksu sportowego. Tyle, że jak wynikało z opracowania większość tych miejsc przez całe lato, w każdy weekend i każdego dnia po godzinie 18 była zamknięta albo niedostępna. Równocześnie eksperci alarmowali, że amerykańskie społeczeństwo coraz gorzej radzi sobie z falą otyłością, a szczególnie narażone na nią są dzieci.
Ale, żeby coś z tym zrobić potrzebny ktoś, komu chciało by się coś z tym zrobić. Tak jak Mark Farrell, który w 2011 roku chciał nauczyć swoje dzieci jazdy na rowerze i zaczął szukać dużej, płaskiej przestrzeni wolnej od samochodów przestrzeni. Przypomniał sobie jak on sam z ojcem uczył się jeżdżenia na rowerze na dużym boisku należącym do szkoły, do której chodził. Ale kiedy ruszył w weekend do szkoły swoich dzieci okazało się, że jej teren jest zamknięty. Podobnie było ze wszystkimi innymi szkołami w okolicy. Gdyby Farrell był zwykłym mieszkańcem San Francisco to pewnie na tym zakończyłaby się cała sprawa. Wielu ojców przed nim natrafiło już na podobno barierę i nie wiele mogło z tym zrobić. Ale Mark Farrell był radnym San Francisco i zaczął szukać możliwości jak tą sytuację zmienić. Okazało się, że już ktoś przed nim dostrzegł ten problem i nawet powstał pilotażowy program otwarcia boisk szkolnych, ale nigdy nie został wprowadzony w życie.
Farrell postanowił działać, choć oczywiście z miejsca natrafił na opór. Część urzędników i dyrektorów szkół uważała, że otwarcie placów zabaw narazi je na zniszczenie. Ostateczne w pilotażu programu doszło do zbicia dwóch glinianych donic oraz kradzieży jednego kosza. A bilans szkód okazał się pozytywny, bo program przyczynił się do zmniejszenia ilości aktów wandalizmu. Skończyło się wchodzenie na boiska szkolne „na dziko”, w czasie których wcześniej dokonywano największych zniszczeń. Co więcej popołudniowi i weekendowi użytkownicy przyszkolnych placów zabaw sami zaczęli zbierać pozostawione tam śmieci czy opakowania. W odpowiedzi wiele szkół zaczęło udostępniać nowym użytkownikom swoje łazienki, czego początkowo nie zakładał program. A szkolne podwórka zaczęły być wykorzystywane nie tylko do weekendowej rekreacji, ale również jako miejsca organizowania lokalnych wydarzeń i spotkań. Farellowi w ciągu w ciągu trzech lat udało się doprowadzić do otwarcia sportowej infrastruktury w 80 szkołach w San Francisco.
Równolegle podobny projekt realizowany był w Nowym Jorku. Robiony był z większym rozmachem, bo od początku zaangażował się w niego ówczesny burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg, który zrobił z niego jedną ze swoich wyborczych obietnic. Szkołom w zamian za udostępnienie przestrzeni sportowej oraz placów zabaw mieszkańcom zaproponowano rewitalizację oraz powiększenie tej przestrzeni. Chodziło o to, by każdy nowojorczyk faktycznie w promieniu dziesięciominutowego spaceru mógł dotrzeć do miejsca, gdzie mógłby sobie pograć w kosza albo usiąść na ławce i patrzeć, jak jego dzieci bawią się na huśtawkach.
W efekcie w ten sposób powstało 212 nowych, pełnoetatowych placów zabaw oraz skwerów z zielenią. Nową przestrzeń zaprojektowano tak, by zawierała jak najwięcej ogrodów deszczowych albo innych elementów zielonej infrastruktury wychwytującej wody opadowe. Dzięki temu udało się dodatkowo ograniczyć spływ wód opadowych podczas burz, które wcześniej były znaczącym źródłem zanieczyszczenia pobliskich rzek i wód portowych. Drugim założeniem było włączenie w ich projektowanie docelowych użytkowników, czyli uczniów. Współpracowali oni z architektami aby zaprojektować nowy, kompleksowy plac zabaw jak najbardziej zgodny z ich potrzebami
– pomysł godny uwagi i wykorzystania w polskiej przestrzeni naszych miast, jestem gorącym zwolennikiem takiego projektu…