Współczesne natężenie ruchu drogowego powoduje, że potrzebne są skuteczne metody jego organizacji. Za jeden z najskuteczniejszych sposobów na zapanowanie nad ruchem ulicznym, uznawana jest sygnalizacja świetlna. Okazuje, się że nie zawsze to działa. Problemem jest szybkość poruszania się samochodów, kierowcy przy sygnalizacji świetlnej czują się dużo pewniej i gdy widzą zielone światło niebezpiecznie przyspieszają. Szczególnie, kiedy się ono kończy i boją się, że jak zwolnią to będą musieli się zatrzymać i czekać na długotrwałą zmianę świateł. A to jest niebezpieczne. Przykładem może służyć Filadelfia, gdzie w efekcie usunięcia sygnałów z 472 skrzyżowań i zastąpienia ich znakami stopu, liczba wypadków z poważnymi obrażeniami spadła o 62,5%. Ale to nie koniec zaskoczeń. Mimo, że znaki stopu doprowadziły do obniżenia średniej prędkości na głównych ulicach największego miasta Pensylwanii, to jednocześnie zmniejszyły korki.
Oczywiście wyjaśnienie tego nie jest trudne. Kierowcy przestali tracić czas na powolne dojeżdżanie do świateł, stanie i czekanie aż się zmienią, a następnie na powolnie ruszanie albo dalsze czekanie, na to jak inni ruszą. I choć sygnalizacja świetlna została wynaleziona po to, by jazda po mieście była bezpieczniejsza i wydajniejsza, nie zawsze się to sprawdza.
Innym przykładem jest Albuquerque, leżące nad Rio Grande największe miasto stanu Nowy Meksyk. Chucka Marohn, inżynier drogownictwa i ceniony urbanista po sukcesie odniesionym w Filadelfii dostał tam kolejne zlecenie. Tym razem chodziło o zbadanie możliwości zwiększenia płynności ruchu samochodowego po centrum miasta. W efekcie zrobionej analizy Marohn zalecił usunięcie 17 sygnalizatorów. Miasto uznało to za zbyt rewolucyjne rozwiązanie i ostatecznie zgodziło się na likwidację dziewięciu z nich. Ale ludzie i tak narzekali – zmiana jest zawsze trudna – więc miasto przywróciło trzy z nich. Wtedy ludzie narzekali jeszcze głośniej, bo zobaczyli jak sygnalizacja pogorszyła ruch. Nagłówek w wiadomościach telewizyjnych przedstawiał to w ten sposób: „Miasto ponownie instaluje znaki stopu w centrum, aby zmniejszyć korki i przekraczanie prędkości”. Widząc efekty, władze Albuquerque nie ograniczyły się tylko do tych trzech świateł.
Jeszcze dalej ta idea w praktyce wdrażana jest w Holandii. Kierowcy przyzwyczaili się tam do traktowania każdego skrzyżowania jako negocjacji i stało się oczywiste, że znaki po prostu przeszkadzają. Ulice są tam postrzegane jako przestrzeń społeczna, w której dominują najsłabsi uczestnicy, a kierowcy poruszają się ostrożnie.Brzmi jak koszmar dla kierowców. Tak mogłoby się wydawać, ale wystarczy spojrzeć na działanie aplikacji nawigacyjnej Waze. Ona analizuje doświadczenia 65 milionów użytkowników miesięcznie w 235 krajach świata i według jej danych Holandia jest „najbardziej satysfakcjonującym miejscem na świecie do jazdy”. Dlatego w północnej Europie inżynierowie drogownictwa coraz aktywniej przebudowują ulice tak, aby obniżając prędkość jazdy, zwiększać jej płynność. A realnym zyskiem oprócz bardziej komfortowego poruszania się, jest też poprawa bezpieczeństwa. Dlatego w Oslo czy Helsinkach coraz częściej powtarzają się lata, w których ilość ofiar śmiertelnych wypadków drogowych spada do zera.
Jeszcze nie dodano komentarza!