W centrum Warszawy na ulicy przy krawężniku coraz częściej można natknąć się na czerwone płytki z tworzywa sztucznego, niekiedy ogrodzone słupkami. Dotyczy to powierzchni wyłączonej z ruchu, która była dotychczas tylko zamalowana ukośnymi pasami. W ten sposób kierowcom fizycznie ogranicza się możliwość parkowania w nie przeznaczonym do tego miejscu.
Porządkuje to przestrzeń, niemniej z estetycznego punktu widzenia jest dyskusyjne. A poza tym, patrząc na kilka metrów takiej mozaiki nabiera się wrażenia, że to marnotrawstwo przestrzeni. Czerwone płytki to jednak rozwiązanie przejściowe – docelowo w tym miejscu powinien pojawić się chodnik.
Można do tego podejść jednak inaczej. Zamiast kolejnego kawałka betonu, taką strefę niczyją wykorzystać w sposób bardziej przyjazny mieszkańcom, np. jako miejsce na ustawienie parkletu. Takiego chociażby, jaki od przeszło roku stoi w Łodzi przy ul. Struga (zdj. poniżej). To instalacja na tyle niska, że nawet przy przejściach dla pieszych nie będzie ograniczać widoczności (można zrezygnować z drzewek).
Z drugiej strony, tego typu drewniana konstrukcja nie jest bardzo kosztowna, a jednocześnie wprowadza do przestrzeni zarówno nieco zieleni, jak i dodatkowe miejsce do siedzenia, a nawet społecznej integracji.
Rzecz jasna parklet nie wszędzie będzie pasował, ale na ulicach, gdzie ruch jest spokojny jak na Poznańskiej czy też Jasnej przy pl. Dąbrowskiego może się sprawdzić. Poza tym jego lekka konstrukcja powoduje, że gdy nie przyjmie się w jednym miejscu, można go przenieść w inne. To świetny „mebel” do prototypowego zagospodarowania przestrzeni.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Chcemy więcej! Również w innych miastach!