Władze miast całego rozwiniętego świata dawno nie zrobiły tyle dla zdrowia swoich mieszkańców, ile dało im uruchomienie sieci tzw. miejskich rowerów. Pomijając fakt, że jazda wzdłuż wypełnionych spalinami ulic może się odbić na układzie oddechowym i krążenia, to bodziec do uprawiania sportu jest ewidentny. W każdym z dużych miast, gdzie działa bike-sharing rowerzystów przybyło. I to znacznie.
Tak przynajmniej wynika z badań Miriam Ricci, badaczki z Centre for Transport and Society na Uniwersytecie West of England. W Londynie np. aż 78 proc. mieszkańców deklaruje, że dzięki systemowi rowerów publicznych w ogóle wsiedli na rower albo zaczęli robić to częściej. Podobne wyniki badań uzyskano w Irlandii. Aż 68,4 proc. Dublińczyków nie jeździło tyle co dziś, zanim miasto uruchomiło Dublinbikes. Co więcej dla 63,4 proc. była to motywacja do kupienia własnego roweru. Częstsza jazda na rowerze ma realne konsekwencje zdrowotne. Studenci Uniwersytetu w Walencji policzyli, że korzystanie z Valenbisi odpowiada połowie rekomendowanego zestawu ćwiczeń. Dzięki miejskim rowerom większość z nich odnotowała także spadek wagi. Podobne skutki miało wprowadzenie w Waszyngtonie Capital Bikeshare: wśród 3,1 tys. badanych użytkowników 30 proc. deklaruje że dzięki jeździe na rowerze schudło. Co więcej nawet większa ich część – 31,5 proc. – jest przekonana, że spadł im poziom stresu.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
ŚCIEŻKA ROWEROWA NA STARYM TOROWISKU TRAMWAJÓW | NAD KOPENHASKIM PORTEM ZAWIŚNIE MOST DLA ROWERÓW | SZWEDZI CHCĄ NAGRADZAĆ JEŻDŻĄCYCH ROWERAMI |