Wraz z powrotem naszego życia do normalności i do tego jak funkcjonowaliśmy przed pandemią, wraca problem wożenia dzieci do szkoły. Jest to nie tylko niezwykle pracochłonne zajęcie, co świetnie wiedzą rodzice, mający dzieci w wieku szkolnym, ale też jest to jedna z głównych przyczyn porannego korka na ulicach dużych miast. Wystarczy założyć, że w Warszawie codziennie odwożone jest co piąte dziecko, to oznacza, że codziennie na ulicach mamy 50 tys. samochodów robiących dodatkowa trasę po mieście.
A w Polsce i tak nie jest to tak powszechne zjawisko, jak w krajach, gdzie transport publiczny nie jest tak rozbudowany albo miasta są bardziej rozlane. Przykładem może być Australia, i to mieszkanki Melbourne Maggie Scott i Mel Higgins, matki 9-latków stworzyły rozwiazanie, ograniczające ten problem. Postanowiły wspomóc ten proces technologią i stworzyły specjalną aplikację do dzielenia się wożeniem dzieci. Tak naprawdę wykorzystały już istniejącą sieć społeczną, jaką tworzą rodzice dzieci chodzących do jednej klasy, tyle że ich w prosty sposób aktywizuje. Chodzi nie tylko o wożenie dzieci do szkoły (bo jednak większość rodziców tego nie robi), ale na przykład o organizowanie transportu na zajęcia dodatkowe, które często odbywają się dość dużej odległości od miejsca zamieszkania.
Aplikacja zachęca do tego, by oferować podwózki innym dzieciom z grupy albo korzystać z ofert składanych przez innych rodziców. Nikt nie musi tu czuć się tu zobowiązany, jak raz skorzysta z uprzejmości innych rodziców, to wystarczy, że sam potem odwzajemni się podobna ofertą.
Niektórzy rodzice dopiero dzięki aplikacji orientują się na przykład, jak blisko od nich mieszkają koledzy i koleżanki ich dzieci i ile odbyli przez to bezsensownych podróży, wożąc tylko swoje pociechy. Aplikacja jest bardzo przejrzysta, za każdą przysługę jej użytkownik otrzymuję punkt, który potem się wymienia na podwózki oferowane przez innych członków społeczności.
Higgins i Scott na pomysł stworzenia aplikacji wpadły same zmagając się z zarządzaniem logistyką rozwożenia swoich dzieci. Nie dość, że musiały dostarczyć je na miejsce, gdzie odbywały się zajęcia, to potem traciły godziny czekając na możliwość ich odebrania. bo już nie opłacało im się wracać do domu. I z tej frustracji powstała aplikacja. Rozwiązanie ma jeszcze jedną niewątpliwą zaletę, pozwala zbliżyć się ludziom, którzy dotąd byli dla siebie praktycznie obcy. Co prawda znali się z widzenia, ale tak naprawdę mijali się na korytarzach w szkole. A teraz wzajemnie mogą sobie pomóc.
Jeszcze nie dodano komentarza!