W listopadzie ubiegłego roku miasto Anchorage na Alasce zniosło nakaz budowania parkingów w całym mieście. Tak jak w Polsce, deweloperzy są zmuszani do budowy minimalnej ilości miejsc parkingowych przy nowych inwestycjach.
– Przepisy dotyczące zagospodarowania przestrzennego często nie uwzględniają realnych potrzeb danej przestrzeni, powodując ogromne szkody dla tkanki miejskiej – tłumaczy urbanista Thomas Carpenito
Z danych Parking Reform Network wynika, że już ponad 300 miast w Stanach zidentyfikowało ten problem jako hamujący dalszy ich rozwój i zaproponowało, przyjęło lub planuje jakiś rodzaj reformy parkowania. Do tego dochodzi 50 miast, które już uchyliły minimalne wymagania dotyczące parkowania w całym mieście.
Przykładem miasta, które cierpi z tego powodu, bo się rozlewa i wszędzie trzeba docierać samochodem jest Las Vegas. Ponad 32 proc. centrum stolicy Nevady zajmują parkingi. W hrabstwie Clark, gdzie położone jest Las Vegas, jedno miejsce parkingowe trzeba budować na 15 m2 przestrzeni mieszkalnej lub publicznej. To po pierwsze prowadzi do małego zagęszczenia miasta. W efekcie wszędzie jest daleko, transport publiczny staje się nieefektywny i trzeba nadmiernie korzystać z samochodu. Ale po drugie podnosi koszty inwestycji, windując ceny nowych mieszkań, ze względu na koszty budowy parkingu oraz zakupu większej działki (albo kopania w dół, co jest kosztowne i nie zawsze możliwe)
W tym zestawieniu najbardziej “przeparkowanym” miastem w USA jest Arlington w Teksasie, z 42 proc. przestrzeni w centrum służącej parkowaniu aut. Na drugim końcu spektrum znajduje się San Francisco, z tylko 4 proc. centrum miasta wykorzystywanego do parkowania. W Portland, który luzuje przepisy związane z budową nowych miejsc parkingowych (by przyspieszyć budowę nowych, tanich mieszkań w centrum) parkingi zajmują 11 proc. powierzchni centrum miasta. Według danych organizacji Parking Reform Network widać, że miast idących śladami Portland czy Anchorage jest coraz więcej.
Jeszcze nie dodano komentarza!