Stolica Norwegii ma się czym pochwalić. W ciągu ostatniego roku na ulicach Oslo nie doszło do żadnego wypadku, w którym zginąłby pieszy albo rowerzysta. Niedawno też rekordowo niską śmiertelnością wypadków w stolicy Polski chwaliły się również władze Warszawy. Tylko, że różnica między Norwegią a Polską polega na tym, że ta rekordowo niska liczba śmiertelnych ofiar, to dalej jednak oznacza 35 osób rocznie.
Nie można powiedzieć, że w Norwegii ofiar w ogóle nie było. Zginął jeden kierowca, który z nieustalonych przyczyn zjechał z drogi i przy pełnej szybkości uderzył w betonowe ogrodzenie. Tego rodzaju wypadków pewnie nie sposób uniknąć w ogóle (bo zawsze ktoś może stracić przytomność za kierownicą). Pytanie jest jednak inne, jak Norwegom udało się w tak fantastyczny sposób zwiększyć bezpieczeństwo pieszych i rowerzystów na ulicach Oslo?
Z pewnością jest to efekt tego, że kwestia zminimalizowania wypadków drogowych od dawna jest ważnym tematem w krajowych wyborach, o którym politycy nie tylko mówią, ale w który też mocno się angażują, wspierając projekty na rzecz ulepszenia infrastruktury drogowej oraz rozwiązania podnoszące skuteczność egzekwowania przepisów ruchu drogowego.Bezpieczeństwo na norweskich drogach priorytetem stało się jeszcze w lat 70, w tym czasie udało się zmniejszyć liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych z 560 do 110 osób rocznie (w Polsce proporcjonalnie na milion mieszkańców mamy ich 340 proc. więcej). A politycy z podobną werwą angażują się w działania zarówno na szczeblu krajowym, jak i lokalnym (gdzie z reguły jest więcej do zrobienia, ale praca jest mniej medialna).
Wystarczy spojrzeć na Oslo. W wielu miastach politycy mówią o konieczności ograniczenia prędkości samochódów, wprowadzeniu zakazu odwożenia samochodami dzieci i parkowania pod szkołą, czy dzielenia ulic z pieszymi i rowerzystami. W Oslo faktycznie to się dzieje. Ostatnio miasto podjęło mało popularną decyzje o likwidacji ponad tysiąca miejsc parkingowych, jednocześnie dodając nowe ścieżki rowerowe i ograniczając ruchu aut w centrum miasta. Wszystko odbyło się pod hasłem walki z trującym smogiem i emisją CO2, ale pośrednim efektem od początku miała być poprawa bezpieczeństwa na ulicach. I faktycznie to zadziało, bo wielu kierowców przesiadło się na rowery albo do transportu publicznego, a mniej samochodów na ulicach oznaczało mniej wypadków.
Oslo nie jest oczywiście idealne, wciąż na przykład sporo mu brakuje by stać się miastem zeroemisyjnym. Ale władze stolicy dopingowane przez mieszkańców, mocno do tego dążą. I wszyscy liczą, że te starania przyczynią się to nie tylko do poprawy jakości powietrza, ale również do wyeliminowanie poważnych wypadków drogowych, w których piesi czy rowerzyści nie giną, ale wciąż odnoszą ciężkie obrażenia.
Jeszcze nie dodano komentarza!