W walce z CO2 i staraniach o jego wychwycenie z powietrza nie musimy być zdani wyłącznie na drzewa. Naukowcy związani z uniwersytetem Harvardu pracują właśnie nad systemem wentylatorów, które będą w stanie odfiltrować dwutlenek węgla z atmosfery. To świetne oręże do walki ze smogiem. Rozwiązanie dla miast, które muszą zmagać się nie tylko z emisją spalin samochodowych, ale także tam gdzie domy opala się piecami węglowymi – tak jak np. w Krakowie czy Wrocławiu.
Z funkcjonalnego punktu widzenia technologia zaproponowana przez amerykańską firmę Carbon Engineering nie jest bardzo skomplikowana. Powietrze zassane przez wiatraki trafia na rodzaj przestrzennej siatki po której w obiegu ciągłym spływa płyn (tzw. Capture Solution) przechwytujący CO2 z atmosfery. Chwilę później ten sam płyn przepływa przez filtr, który czyści go z dwutlenku węgla. W ten sposób płyn znów może wrócić do obiegu i znów dostarczyć do filtra kolejną porcję gazu. Przypomina to więc działanie czerwonych krwinek w ludzkim organizmie, które w żyłach zbierają CO2 i “ładunek” oddają w płucach.
Z filtra dwutlenek węgla jest już odprowadzony w postaci czystej – można go zmagazynować i użyć później. Kluczowy w całym systemie jest koszt energii, jaki trzeba zużyć przy czyszczeniu powietrza. Autorzy projektu przekonują, że choć ich urządzenie jest wciąż prototypowa to bardzo efektywne.
Rozwiązanie zaproponowane przez Carbon Engineering nie jest przy tym konkurencyjne, ale komplementarne dla rozwijanych systemów przechwytywania CO2 przeznaczonych dla dużych elektrowni węglowych czy zakładów produkcyjnych. Przede wszystkim nie jest pomyślana dla pojedynczego źródła emisji (np. komina fabrycznego), ale rozproszonych producentów spalin – czyli tzw. niskiej emisji, której się nawet nie wlicza do ogólnego bilansu CO2 (w europie jest bezpłatna). W Polsce ich podstawę stanowią samochody jeżdżące po mieście, oraz piece węglowe, którymi pali się w starych kamienicach, w centrach starych miast. Pełnowymiarowa instalacja jest w stanie odfiltrować spaliny tworzone przez 300 tys. samochodów, czyli tyle ile jeździć po dużych polskich metropoliach takich jak np. Kraków. Nie załatwiłoby to rzecz jasna wszystkich problemów związanych z niską emisją – pozostają szkodliwe cząstki stałe – ale z pewnością nieco poprawiło atmosferę.