Skip to main content

Jak bardzo system publicznych rowerów wpływa na udrożnienie miejskich ulic? To pytanie, które nurtuje nie tylko samorządowców. Zależność nie jest jednak prosta i nie łatwo ją zidentyfikować. Podjęli się tego naukowcy z Centre for Transport and Society działającego na Uniwersytecie w Bristolu. Wyniki ich badań nie są jednak budujące.
Ogólny wniosek jest taki, że ci, którzy korzystają z miejskich rowerów to raczej użytkownicy publicznej komunikacji, albo – co gorsza – piesi. Tak m.in. wygląda struktura użytkowników Dublinbikes. Spośród ludzi, którzy przesiedli się na rower, aż 45,6 proc. to właśnie ci, którzy wcześniej tą samą trasę pokonywali na własnych nogach – co ciekawe, podobny skutek w wielu miastach przynosiło wprowadzenie darmowego transportu publicznego. Druga grupa to ci, którzy wcześniej korzystali z autobusów (25,8 proc.), a trzecia to korzystający z pociągów (8,8 proc.). Pocieszające jest, że około 20 proc. Dublińczyków deklaruje, iż dzięki rowerom miejskim rzadziej korzystają z samochodów.
Gorzej, że im większe miasto, tym odsetek rezygnujących z własnego auta na rzecz roweru spada. W Waszyngtonie i Paryżu to 7 proc., a w Londynie 2 proc. Angielscy badacze zwracają też uwagę, że sam system bike-sharingu, który wymaga samochodów przewożących rowery pomiędzy stacjami, dokłada się do zwiększenia miejskiego ruchu ulicznego i w dodatku konsumuje pozytywny wpływ na środowisko jaki mają rowery.
Sugerują więc aby nie traktować ich jako narzędzia do rozładowania korków, ale raczej element nowoczesnego systemu publicznej komunikacji – ułatwiający życie mieszkańcom i poprawiający ich kondycję fizyczną oraz psychiczną.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

ŚCIEŻKA ROWEROWA NA STARYM TOROWISKU TRAMWAJÓW NAD KOPENHASKIM PORTEM ZAWIŚNIE MOST DLA ROWERÓW SZWEDZI CHCĄ NAGRADZAĆ JEŻDŻĄCYCH ROWERAMI
Najpopularniejsze teksty

Kiedy przyjdzie kolej na wodór

Energetyka wiatrowa wkracza do miast

Trump klimatu nie popsuje