Już w 2021 roku na szeroki rynek mają trafić burgery, do przygotowania których nie trzeba było pozbawiać życia zwierząt. Chodzi oczywiście o mięso wyhodowanie na na farmie, ale w laboratorium. Ma być nie tylko porównywalne z tym naturalnym, ale też nie tak bardzo odległe cenowo: około 10 dolarów za porcję.
Tak ambitny cel wyznaczył sobie holenderski start-up Mosa Meat, który w lipcu pozyskał 8 mln euro na rozwój swojej technologii. Inwestorem jest fundusz niemieckiego koncernu farmaceutycznego Merck, co nadaje dodatkowej powagi całej sprawie. Pierwszego kotleta składanego z komórek wołowych wyhodowanych w bioreaktorze stworzył pięć lat temu. Wówczas burger był jednak nie tylko niebotycznie drogi, ale także niezbyt smaczny.
No i to ma się przede wszystkim zmienić. Zwiększenie skali produkcji z laboratoryjnej do fabrycznej ma rozwiązać problem ceny. Bardziej wrażliwą sprawą jest jednak dopracowanie technologii ze względu na samą jakość produktu. Burger musi być smaczniejszy oraz bardziej soczysty. Dlatego Mosa Meat pracuje m.in. nad zwiększeniem ilości mioglobiny. To białko, które odpowiada za magazynowanie tlenu w mięśniach. Dzięki niemu mięso jest bardziej czerwone, ale także smaczniejsze oraz zdrowsze.
Tego typu technologie, rzecz jasna, budzą kontrowersje. Dla jednych to ziszczenie ponurej wizji fabryki jedzenia zaprezentowanej dawno temu we francuskie komedii Skrzydełko czy nóżka, a dla innych to kompromisowe rozwiązanie, które pogodzi apetyt mięsożerców z dobrostanem zwierząt hodowlanych.
A Mark Post z Mosa Meat zapowiada, że za kilka lat jego „czyste” mięso może być nawet tańsze od naturalnego. I nie poprzestaje na wołowinie. Równolegle pracuje także nad produkcją kurczaka.
/Fot: Mosa Meat//
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!