Kolejne kraje wyznaczają sobie także konkretne cele odnośnie tego, ile w 2030 roku ma być już elektrycznych aut. O powodzeniu tych planów w znacznym stopniu decydować będzie relacja ceny samochodów elektrycznych do spalinowych. Według analityków BloomberNEF takim momentem przełomowym powinien być rok 2026.
Jeśli chodzi o konkrety, to Dania chce, aby w 2030 roku już 1 mln pojazdów była wówczas elektryczna. Jeśli utrzymałaby się obecna flota, która w całym kraju liczy 2,6 mln aut, oznaczałoby że udział elektryków sięgnie 38,5 proc. Nawet wyższy cel wyznaczyła sobie Irlandia – 900 tys. EV przy obecnej flocie wszystkich aut na poziomie 2,1 mln daje 42,9 proc. Z kolei USA, które od samochodów spalinowych ma odejść dopiero w 2035 roku, na 2030 rok wyznaczyły sobie półmetek tego procesu. Wówczas połowa wszystkich sprzedanych aut ma być elektryczna. Ambitne zadanie zważywszy na to, że w 2021 roku ich udział sięgał zaledwie 5 proc.
Politykę tę poparli główni producenci samochodów, bo w przestawieniu się na elektryczność upatrują silnego bodźca rozwojowego dla swojej podupadłej nieco branży, zwłaszcza jeśli chodzi o rentowność produkcji. Cel nie jest jednak dla nich obowiązkowy, co wielu komentatorów uznaje za słabość. Sami przedstawiciele administracji uspokajają jednak, że taka dobrowolność została zadekretowana na pierwszym etapie elektromobilnej transformacji. W kolejnych latach rząd będzie obserwował jej postępy wśród koncernów motoryzacyjnych i w zależności od rozwoju sytuacji wprowadzał odpowiednie wymagania.
W upowszechnieniu samochodów elektrycznych kluczowym czynnikiem będzie koszt ich zakupu, a dokładnie osiągnięcie parytetu cenowego z pojazdami spalinowymi. Perspektywa jest coraz bliższa – eksperci BloomberNEF w swoich ostatnich analizach szacują, że taki parytet osiągniemy w okolicach 2026 roku. Jako pierwsze, nawet rok przed tą datą, mają się zrównać ceny vanów transportowych (na poziomie ok. 20 tys. USD), w 2026 roku przyjdzie czas na pojazdy z segmentu C (18 tys. USD) oraz D, a rok później na małe samochody klasy B (12 tys. USD). Nakłada się na to niewielki, ale wzrost cen pojazdów spalinowych i hiperboliczny spadek elektryków, który będzie trwał nawet po 2026 roku.
Oznacza to, że pod koniec dekady auta elektryczne średniej wielkości będą 17 proc. tańsze od spalinowych, a różnica w cenie furgonetek sięgnie nawet o 26 proc. Podstawowym ryzykiem dla realizacji tych prognoz są ceny baterii, które po ponad dekadzie ciągłych spadków w 2022 roku wzrosły. BNEF szacuje bowiem, że udział kosztów baterii w cenie samochodu, który w 2022 roku sięgał 31 proc., w 2026 roku powinien stanowić znacznie mniej, bo 24 proc.
Jeszcze nie dodano komentarza!