/Fot: Paul Krueger//
Zabezpieczone drogi rowerowe, odgrodzone od jezdni płotkiem, pasem zieleni czy nawet linią do parkowania samochodów to rarytas jaki w polskich miastach trudno jest spotkać. Tego typu rozwiązaniom zwykle sprzeciwiają się kierowcy oraz drogowcy argumentując, że spowolni to ruch samochodowy w mieście. A jednak kilkuletnie doświadczenia Nowego Jorku dostarczają samych pozytywnych wrażeń.
Nowojorski Departament Transportu tak zabezpieczone drogi rowerowe zaczął wydzielać już w 2007 roku. W ciągu kolejnych siedmiu lat przeciągnął ich 30 mil i dokonał analizy wpływu na ruch w mieście.
Nowe podejście do znaczenia szlaków rowerowych miało największy wpływ na bezpieczeństwo i to nie tylko rowerzystów. Bezwzględna liczba wypadków z ich udziałem spadła niewiele, w tym czasie znacząco zwiększyła się bowiem liczba jeżdżących na rowerach. Ważniejsze, że aż o 74 proc. mniejsze zrobiło się ryzyko wypadków, w których rowerzysta był poważnie poturbowany. Jednocześnie o 17 proc. spadła liczba wypadków samochodowych, gdzie poszkodowanymi byli pasażerowie oraz o 22 proc. zmniejszyła się liczba potrąceń pieszych.
Bardziej zaskakujący był wpływ na miejską mobilność. Czas przejazdu przez główne ulice i dzielnice pozostał taki sam, a nawet nieznacznie zmalał. Nie 4,5, ale 3 minuty jedzie się teraz przez Columbus Avenue, a na Ósmej Alei przeciętna podróż zrobiła się krótsza o 14 proc.
Pojawiły się też istotne korzyści ekonomiczne i społeczne. Na ulicach, gdzie wytyczono zabezpieczone ścieżki rowerowe sklepikarze i restauratorzy odnotowali większy wzrost obrotów niż na zwykłych ulicach. Poza tym w mieście pojawiło się 110 nowych drzew.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!